Każdego roku w ramach wspólnej polityki rolnej (WPR) Unia Europejska wydaje na rolnictwo niemal 60 miliardów euro. Mimo że rolnictwo jest ściśle powiązane z ochroną środowiska i przyrody, działań na tych obszarach nie zasilają prawie żadne środki unijne. W poniższym wywiadzie ekspert ds. rolnictwa Martin Häusling podsumowuje wspólną politykę rolną państw członkowskich.
Jakie są cele unijnej polityki rolnej?
Cele wspólnej polityki rolnej, określone w artykule 39 Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską z 1957 roku, znajdują się do dzisiaj w niezmienionej formie również w Traktacie o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, który wszedł w życie w 2009 roku. Cele te to zwiększenie wydajności rolnictwa poprzez wspieranie postępu technicznego, zapewnienie odpowiedniego poziomu życia ludności wiejskiej, zwłaszcza poprzez podnoszenie wydajności, stabilizacja rynków, zagwarantowanie bezpieczeństwa dostaw i zapewnienie rozsądnych cen dla konsumentów. Wraz z upływem czasu punkty ciężkości w ramach tych celów nieco się poprzesuwały, a ponadto doszły zupełnie nowe priorytety.
Jak zmieniała się polityka rolna wraz z upływem czasu?
W ostatnich latach wspólną politykę rolną charakteryzowała zwiększona orientacja rynkowa – coraz bardziej ograniczano bezpośrednie ingerencje i płatności bezpośrednie związane z wielkością produkcji. Pierwotnie istotnym instrumentem WPR była polityka cenowa – gwarantowane ceny dla producentów, które nie szły w parze z ograniczaniem produkcji. Później dużą rolę zaczęło odgrywać redukowanie nadwyżek produkcji, które kończyło się wręcz tym, że grunty pozostawiano odłogiem. Od przełomu wieków we wspólnej polityce rolnej kluczowe znaczenie mają dwa sprzeczne ze sobą podejścia. Z jednej strony jest to wsparcie produkcji, które od 2006 roku w coraz mniejszym stopniu zależy od produkcji konkretnych zwierząt lub roślin, a zamiast tego trafia do rolników na podstawie powierzchni ich gruntów – jest to tak zwany pierwszy filar, czyli płatności bezpośrednie. Dopłaty te mają za zadanie „wyrównywać dochody” rolników w stosunku do cen rynkowych, a przy tym wspierają intensywną produkcję, która prowadzi do zwiększania eksportu.
Jest to sprzeczne z celami środowiskowymi Unii Europejskiej.
Tak. Od 2003 roku przy wyznaczaniu celów w coraz większym stopniu bierze się pod uwagę środowisko i zrównoważony rozwój. Jest to tak zwany drugi filar przeznaczony na rozwój obszarów wiejskich. Od samego początku przewidziana na ten filar pula pieniędzy jest o wiele mniejsza niż fundusze na pierwszy filar. Ponadto trzeba zauważyć, że wspieranie produkcji w ramach pierwszego filaru stoi w sprzeczności z troską o ochronę środowiska i zasobów, a także o rozwój obszarów wiejskich, które są dotowane ze środków z drugiego filara. Innymi słowy, pieniądze wydawane są dwukrotnie i za każdym razem w przeciwnym kierunku.
Komisja Europejska prowadzi obecnie prace nad przebudową polityki rolnej UE. Jakich zmian możemy się spodziewać i czy znane nam dotychczas elementy sprawdzą się również w nowej WPR?
Przy pomocy ostatniej reformy WPR z 2014 roku Komisja Europejska usiłowała odeprzeć wzbierającą falę krytyki wobec wpływu, jaki polityka rolna wywiera na środowisko. Od 2015 roku około 30% płatności bezpośrednich uzależnionych jest od przestrzegania korzystnych dla środowiska praktyk (zazielenianie). Gospodarstwa ekologiczne z góry uznaje się za spełniające te wymogi. Na zazielenianie składają się trzy praktyki – zróżnicowanie upraw, utrzymanie trwałych użytków zielonych i zachowanie przynajmniej pięciu procent obszarów proekologicznych.
Opracowane wytyczne nie były jednak zbyt ambitne pod względem środowiskowym. Przy różnicowaniu upraw nie trzeba było kierować się regułami dobrych praktyk zrównoważonego płodozmianu, czyli na przykład uprawiać na przemian rośliny niszczące próchnicę i te, które ją odbudowują. W dalszym ciągu możliwa była zatem monokultura. Ponadto pięć procent obszarów proekologicznych to zdecydowanie zbyt mało, by między siedliskami tworzyły się relacje, a zasady utrzymywania trwałych użytków zielonych, które powinny przede wszystkim służyć ochronie klimatu, doprowadziły w Niemczech i w Europie do fali zaorywania takich gruntów przed wejściem w życie nowych reguł. Co więcej, państwa członkowskie dysponowały zbyt dużym polem manewru w ustalaniu wytycznych dotyczących zazieleniania. W Niemczech przy uprawie międzyplonu, który zalicza się do powierzchni obszarów proekologicznych, dopuszczono nie tylko użycie sztucznych nawozów mineralnych, ale również pestycydów. Wiele raportów (m.in. Uniwersytet w Getyndze, Federalny Urząd ds. Ochrony Środowiska w Niemczech, Europejski Trybunał Obrachunkowy, rada naukowa rządu federalnego Niemiec ds. polityki rolnej) zgodnie uznało, że reforma nie pozwoliła osiągnąć zakładanych postępów w dziedzinie zrównoważonego rozwoju i ochrony klimatu.
Mimo surowej krytyki ze strony europejskich organizacji ekologicznych oraz wyników, przeprowadzonego przez Komisję Europejską szeroko zakrojonego internetowego badania ankietowego, przedłożona przez Komisję w czerwcu 2018 propozycja kształtu polityki rolnej po 2020 roku jest absolutnie rozczarowująca.
Tak wiele mówi się o spadku liczby owadów i zmianach klimatycznych, jednak wspólna polityka rolna nie uczyniła jak dotąd praktycznie nic, by nadać rolnictwu bardziej zrównoważony charakter. Czy reforma to zmieni?
Niestety nie. Wprawdzie hasła nowej WPR o „zorientowaniu na rezultaty" i „ukierunkowaniu na cele" czy też „nowej ekologicznej architekturze" brzmią dość atrakcyjnie, jednak propozycja Komisji przerzuca niemal całą odpowiedzialność za wytyczanie zasad dotyczących rolnictwa na państwa członkowskie, które będą tworzyć tzw. plany strategiczne. Oznacza to renacjonalizację WPR, a tym samym stawia pod znakiem zapytania jednolitość europejskiej polityki rolnej. Ponadto konsekwencją może być obniżanie standardów regulacyjnych. Jeśli każdy cel środowiskowy miałby być oceniany przy pomocy powszechnie możliwych do zmierzenia wskaźników, to po pierwsze wymagałoby to znacznych nakładów na poziomie tworzenia krajowych list wskaźników i późniejszej weryfikacji stopnia ich realizacji, a po drugie w przypadku wielu celów środowiskowych mierniki, które można by wziąć pod uwagę w sposób jednolity we wszystkich krajach, w ogóle nie istnieją. Prowadzenie miarodajnych badań w perspektywie krótkoterminowej, przykładowo na temat różnorodności biologicznej lub żyzności gleby, w celu weryfikacji uprawnień do płatności wymagałoby nieproporcjonalnie dużych nakładów. Ponadto państwa członkowskie nie słyną z ambicji w dziedzinie ochrony środowiska, klimatu czy zwierząt, jeśli nie czują presji ze szczebla unijnego.
Jak mogłaby wyglądać nowa, całkowicie niezależna od istniejących struktur, wspólna polityka rolna, która wspierałaby rolników i obrońców środowiska oraz przynosiła korzyści konsumentom i konsumentkom?
W stanowisku z 2017 roku przestawiłem właśnie taką wersję polityki rolnej – Europa potrzebuje rolnictwa zrównoważonego pod względem środowiskowym, zorientowanego na oszczędzanie zasobów oraz dobrostan zwierząt, które będzie opierać się na swoich mocnych stronach i tam, gdzie to możliwe, bazować na lokalnych przetwórcach i rynkach. Przeznaczanie środków publicznych na dobra publiczne w rozsądny sposób powinno w przyszłości oznaczać, że będą one wydawane w całości (a nie tylko częściowo) na środowisko, klimat, wody i dobrostan zwierząt, a także na racjonalne inwestycje strukturalne w tworzenie wartości dodanej na wsi. Gospodarstwa, które nie rozwijają się w tym kierunku, musiałyby radzić sobie bez pieniędzy podatników, gdyż wspieranie ich byłoby niczym nieuzasadnione.
Złożone modele i systemy, które oceniają zrównoważony charakter rolnictwa przy pomocy rozlicznych wskaźników, mogą być przydatne w przypadku opinii naukowych czy uprzemysłowionych procesów w przetwarzaniu żywności, ale nie znajdują zastosowania dla praktycznego wymiaru rolnictwa. Stawiając przestrzeganie tych kryteriów za warunek pobierania dotacji, od nowa tworzymy zawiłą spiralę kontroli. Jeśli chcemy promować osiągnięcia w zakresie ekologii, produkcji przyjaznej zwierzętom i rozwoju regionów, powinniśmy raczej opowiadać się za systemem, który będzie w stanie weryfikować te kompetencje w ramach jednolitej procedury kontrolnej. Rolnictwo ekologiczne pozwala obecnie osiągać lepsze wyniki w odniesieniu do wszystkich wskaźników, dotyczących zrównoważonego systemu rolnego i żywnościowego niż rolnictwo konwencjonalne. Już w 2011 roku zwróciła na to uwagę niemiecka Rada Zrównoważonego Rozwoju w swoim zaleceniu „Gold-Standard Ökolandbau: Für eine nachhaltige Gestaltung der Agrarwende“ („Złoty standard rolnictwa ekologicznego: dla zrównoważonego projektowania zmian w rolnictwie”). Przede wszystkim jednak rolnictwo ekologiczne w całej Europie i na świecie jest już ugruntowanym, podlegającym kontroli systemem, dla którego istnieją kompleksowe warunki ramowe handlu. W przypadku zupełnie nowego schematu dopłat bezpośrednich dla upraw ekologicznych, przyznawanych na podstawie realizacji określonych kryteriów, trzeba byłoby stworzyć obydwa te elementy zupełnie od nowa, i to równolegle do istniejącego już systemu rolnictwa ekologicznego. Według mnie, z punktu widzenia interesów ekonomicznych i administracji, powinniśmy raczej traktować rolnictwo ekologiczne jako pakiet premium, zgodnie z zasadą „środki publiczne na dobra publiczne”. W ramach takiego podejścia moglibyśmy dopuścić również mniej wyśrubowane standardy, przy założeniu, że produkcja, która spełnia zaledwie minimalne wymogi prawne, nie jest dotowana z pieniędzy podatników, gdyż nie przynosi społeczeństwu żadnych dodatkowych korzyści.
Dlaczego Komisji Europejskiej tak trudno opowiedzieć się za przyjaznym środowisku i zwierzętom, społecznie akceptowalnym rolnictwem europejskim?
Europa od lat podąża ścieżką neoliberalizmu, który szczególnie w rolnictwie stawia na produkcję masową i eksport. Procesami tymi steruje zarówno wybór określonych osób do Komisji Europejskiej, jak i coraz bardziej neoliberalne rządy państw członkowskich i większości polityczne w Parlamencie Europejskim. Do tego dodać należy silne lobby w branżach rolniczej, środków spożywczych, nawozów, pestycydów, paszy dla zwierząt gospodarskich czy zaawansowanej technologicznie produkcji żywności – ekologiczne praktyki rolnicze stanowiłyby dla tych modeli biznesowych zagrożenie. Silniejsza orientacja na wewnątrzeuropejskie rynki regionalne może być nośnym hasłem w błyszczących broszurach na temat obszarów wiejskich, jednak większość decydentów i decydentek na szczeblu unijnym i krajowym ma w tej kwestii zgoła inne zdanie. Dla wielu polityków rynki światowe, na których można robić interesy, pozostają celem i absolutną świętością.
Jaki jest wpływ obecnej wspólnej polityki rolnej na rolnictwo w innych regionach świata i globalne relacje handlowe w dziedzinie rolnictwa? W jaki sposób zrównoważona WPR w Europie mogłaby wyznaczyć nowe akcenty w handlu produktami rolnymi na świecie?
W Europie – z Niemcami na czele – celem produkcji, przede wszystkim mięsa i mleka, jest eksport. W przeważającej części mowa tu o produktach podstawowych. Najważniejsze regionalne rynki zbytu dla mleka w proszku z Europy to przykładowo Bliski Wschód i Afryka Północna, a na kolejnych miejscach znajdują się Azja Wschodnia i Afryka na południe od Sahary, szczególnie Afryka Zachodnia. Lokalni producenci nie są w stanie konkurować z towarami wyprodukowanymi z taniego, importowanego odtłuszczonego mleka w proszku z Europy. Tym samym dusi się w zarodku, bądź skazuje na upadek, lokalny rynek mleczarski, który opiera się na produktach miejscowych producentów. Podobna sytuacja ma miejsce przy produkcji drobiu w Afryce Zachodniej, która nie jest w stanie wytrzymać konkurencji z tanim drobiem z importu.
Producentom z Europy masowa produkcja kurczaków czy mleka nie przynosi jednak wcale dochodu zapewniającego środki do życia. Producent zarabia obecnie na brojlerze pomiędzy 10 a 20 centów, a koszty produkcji mleka udaje się już pokryć wyłącznie w sytuacjach wyjątkowych i częściowo na obszarze rolnictwa ekologicznego. Korzyści czerpie się wyłącznie z handlu.
Pasza konieczna do tej nadprodukcji pochodzi z Afryki Południowej, gdzie uprawy genetycznie modyfikowanej soi prowadzą do wycinki lasów suchych i deszczowych oraz powstawania pustyń glifosatu. Lokalna ludność jest przy tym wysiedlana lub podtruwana.
W Europie i na całym świecie musimy stawiać na zrównoważone, oszczędzające zasoby i przyjazne zwierzętom rolnictwo, które opiera się na swoich mocnych stronach i tam, gdzie to możliwe, bazuje na lokalnych przetwórcach i rynkach. Potrzebujemy więcej produkcji regionalnej, regionalnego rzemieślnictwa, regionalnego handlu. To z kolei pozwoli tworzyć więcej wartości dodanej w regionie. Jaki ma sens handel mlekiem, mięsem, jabłkami czy gruszkami w obydwie strony przez Atlantyk? Potrzebujemy ofensywy jakości, a nie eksportu!